poniedziałek, 29 sierpnia 2011

3 x żądło




Weekend zwyczajowo minął szybko - bowiem wszystko, co dobre szybko się kończy. Tym razem nie obyło się bez przykrych niespodzianek lub jak, kto woli przygód. Owa przykra niespodzianka wpadła pod moją długą sukienkę i szybko dała znać o sobie. Nim zdążyłam zapłakać zostałam brutalnie użądlona w lewe udo. Nie orientując się w sytuacji rzuciłam w męża ugrillowaną golonką i w te pędy rzuciłam się do ucieczki. Niestety daleko nie odbiegłam, bo moja prześladowczyni próbując spod sukienki się wydostać znalazła się w pobliżu moich pośladków, a z jednym nawet bliżej zapoznała żądląc go potwornie. Właścicielka tegoż pośladka, czyli ja we własnej osobie, przy drugim ukąszeniu płakałam tańcząc niczym cyganka, czyli energicznie wymachując sukienką. Niestety to nie pomogło i moja prześladowczyni w akcie desperacji, próbując ratować swe kruche, owadzie życie użądliła znów w udo - tym razem prawe (pewnie tak dla symetrii odczuwanego przeze mnie bólu). Po tym akcie udało jej się uratować wylatując spod mojej kiecki. A wszystko to odbyło się w urodzinki mojego męża, podczas sobotniego grilla. Widzowie to syn, mąż i jego rodzinka, która biegała za mną próbując zorientować się w sytuacji (ja bowiem jedynie płakałam biegając i machając kiecką). Teściowa poratowała mnie octem, a szwagier cebulą (od sąsiadów zresztą wziętą) - za co im bardzo dziękuję, szwagierka zaś dzielnie twierdziła, że gdyby trzeba było to zawiozą mnie do szpitala, na co mój pierworodny syn zareagował nie najlepiej. Dziś pozostały mi takie oto przemyślenia:
1. na rodzinę w potrzebie jednak można liczyć
2. moja babcia miała alergię na ugryzienia os, czy tam pszczół - ja nie spuchłam, a nawet przeżyłam (tylko mnie te bąble swędzą dziś okrutnie), czyli nie wszystko dziedziczymy po dziadkach,
3. nie zgadzam się z obiegowym przesądem, że po jednym użądleniu owad zdycha - choć to po tym można odróżnić ponoć pszczołę od osy - więc mnie użądliła osa (zastanawiam się czy ona za każdym razem wbijała to swoje żądło, ale czym wówczas by mnie żądliła potem?)
4. stwierdzam, nie bez dumy, że pobiłam mój życiowy rekord użądleń (dotychczasowy wynik to 2 użądlenia, w sklepie, kiedy osa wpadła mi w nogawkę dżinsów).
To by było na tyle przygód ostatniego weekendu wakacji 2011 w wydaniu Asi :)



4 komentarze:

  1. o, Kochana, to ja Ci powiem, że mnie tylko raz w życiu porządnie użądliła nie jedna osa, lecz rój ośmiu i wtedy (10 lat temu) raz jedyny w życiu zemndlałam i musieli mi podawać jakieś antidotum, bym odzyskała przytomność - tak oto przypadkowo się dowiedziałam, że jestem uczulona na osi jad...

    cieszę się, że szarlotka Ci się udała na mężowskie urodzinki, pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. 3 użądlenia na raz, niezły wynik;)Ale już nie próbuj pobić tego rekordu;)
    naprawdę masz dużo szczęścia, że nie jesteś uczulona.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlatego nie cierpię os, a niestety teraz są one najaktywniejsze i nerwowe przez te upały.

    Szarlotka była przepyszna i na pewno nie raz jeszcze skorzystam t przepisu na nią :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że nie było Ci do śmiechu, ale opisałaś to w tak zabawny i obrazowy sposób, że nie mogłam się powstrzymać. Mam nadzieję, że długo nie bolało :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz, pozdrawiam :)