piątek, 2 grudnia 2011
22 dni do Antka i kilka fałszywych alarmów
Już od wczoraj coś się zaczyna dziać. Nadchodzi nagle, nieoczekiwanie. Pierwszy mocniejszy i dłuższy zaczął się wieczorem, dziś były dwa. Nie powiem, że się nie wystraszyłam. Co to, to nie. Panika, strach i łzy w oczach = tak było wczoraj. Dziś już jest przy mnie mąż. Już się tak nie boję. Wiem, że mi pomoże. Antoś też czuje, że zbliża się chwila wypakowania z tego ciepłego, sterylnego maminego brzucha. Kręci się nerwowo tak, że cały brzuch mi się rusza. Uszyłam mu literkowe imię. Pokażę jak już łóżeczko rozłożymy i naszykuję małemu legowisko. Torba stoi naszykowana, dokumenty naszykowane w teczce, mp3 naładowana, ciuchy na wyjście czekają w innej torbie. Nogi ogolone i inne miejsca też zresztą. Paznokcie umalowane bezbarwnym lakierem i ozdobne nalepki na pazurkach też już są (wolę na czerwono, ale mówią, że nie można do porodu). Gotowi i niecierpliwi? To czekanie jest męczące i te fałszywe alarmy wprowadzają też lekko nerwowy nastrój. Niby 22 dni...Ale chyba nie będzie tak się cały miesiąc ciągnąć? Całe moje ciało mówi, że to już wkrótce. Spuchłam jak balon. Serio w życiu nie byłam tak spuchnięta. Moje nogi to dwie parówy, palce u stóp to roladki - kostek brak, co wciąż wprowadza mnie w zdumienie i ciągłe przyglądanie się stopom - no bo jak to tak bez kostek? Można tak chodzić?
Choć ja nie chodzę, ja się toczę. Byle do wtorku - zobaczymy co powie doktorek. Może się zlituje i każe nam rodzić szybko?
Trzymajcie kciuki za tę nockę i jutro, co bym wytrzymała nerwowo ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"Czymamy" :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się :*
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki z całych sił. Ja tak spuchłam w pierwszym tygodniu lipca, a termin miałam na 11 sierpnia... Bylam tak napompowana, że jak przycisnęłam do nogi monetę, to mi się orzełek odbił :) Zresztą od tamtego czasu do porodu przybyło mi 10 kg, za to potem w dwa tygodnie zleciało 14.
OdpowiedzUsuńPs. W Rydygierze poza miłymi położnymi, doszły jakieś sprawy z lekarzami: moją siostrę tragicznie pozszywali, tak, że wszystko jej zaczęło gnić w środku, przyjaciółce zarazili dziecko gronkowcem, inne dwie znajome zarażono jakąś bakterią... No mało to sympatyczne było. Zresztą, jak byłam odwiedzić siostrę, to nawet sale i korytarz + kwestia odwiedzin są dużo lepiej rozwiązane w dawnym Madurowiczu.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki :) Dasz radę! W końcu to już twój 2 poród, wiesz jak to przebiega, więc jesteś w lepszej sytuacji ode mnie ;)
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, nie denerwuj się Mamo:) Mama spokojna to i Antek spokojny:)
OdpowiedzUsuńno właśnie: spokój bo się synuś wnerwi i jeszcze bardziej się zacznie rozpychać :)
OdpowiedzUsuńDziewczyny ja już mam serdecznie dość - niech się zacznie na serio, bo co noc mam bóle i myślę, że to już, a potem nic - cisza!
OdpowiedzUsuń