sobota, 31 grudnia 2011

wtorek, 27 grudnia 2011

III tygodnie = werandowanie czas zacząć!

Tak, wiem, że mogliśmy wcześniej już spacerować i werandować, ale jakoś nie czułam się na siłach. Teraz i Tosiek i mamusia już prawie doszliśmy do siebie więc od dziś - werandowanie zaczęliśmy. A pogoda brzydka - nie ma co narzekać, ale pada i jest całkiem ciepło i nie bardzo wiedziałam jak się za ten nasz pierwszy pokojowy 10 min. południowy spacer wziąć. Ale jakoś radę daliśmy - ja się przyodziałam w ciepły sweter i kapcie, okno w pokoju na oścież otworzyłam, a Antosiowa buzia kremem Nivea Na każdą pogodę (bez wody) została potraktowana zaś Antosiowe ciałko przyodziane :)

No i dowody oczywiście też mamy, choć doczekać się nie możemy spaceru wózkowego na zewnątrz.
Tu minka typu "co ta mama ze mną robi?":



Tu "A jednak nie jest tak źle i kimnąć się można!":
 


A tu już po wszystkim, rozbieranko nie wzruszyło dzielnego synusia:



bo to jest to, co Tygryski lubią najbardziej:

piątek, 23 grudnia 2011

Szybki post o diecie dla mamy karmiącej

Szybko wklejam, by nie zgubić, a może komuś się też przyda:

Jak unikać kolek i alergii- czyli zdrowa dieta po porodzie
Każdy posiłek w okresie połogu powinien być ciepły, gotowany i podawany regularnie. W pierwszym tygodniu po porodzie, należy jeść specjalnie przygotowany rosół.
Trzeba jeść dużo gotowanych warzyw (oprócz kapusty, kalafiora, fasoli i grochu), najlepiej w zupie, duszone, na parze. Przez pierwszych sześć tygodni po porodzie nie należy jeść surowych warzyw i owoców.
Gdy idzie o słodycze (czekolada, słodkie bułki, ciasta, ciasteczka), cukier - w pierwszym okresie po porodzie należy ich unikać. Zamiast tego można (w małych ilościach i ostrożnie) używać naturalnego miodu, zjeść jabłko na ciepło, moczone migdały i moczone rodzynki. Unikać także orzechów oraz innych suszonych czy kandyzowanych owoców.
Przypraw zawierających glutaminian sodu, zup w proszku, produktów z puszki, kostek bulionowych, przypraw curry - trzeba bezwzględnie unikać. Można natomiast używać naturalnych przypraw ziołowych, jak: majeranek, tymianek, kolendra, kurkuma, cynamon, goździki, kminek, pieprz czy imbir. Te przyprawy ułatwiają trawienie. Matka powinna uważać na produkty o ostrym smaku, takie jak: czosnek, cebula (zwłaszcza w pierwszych tygodniach po porodzie), gdyż niemowlę może zareagować na nie wzdęciami i kolkami.
Warto stosować naturalne oleje tłoczone na zimno (oliwę z oliwek, olej słonecznikowy, olej sezamowy)
Surowe warzywa i owoce są dla dziecka ciężkostrawne. Dlatego na początku nie należy jeść surówek, owoców oraz nie pić soków owocowych. Cytrusy i inne owoce południowe są mocno alergizujące, dlatego lepiej ich unikać przez cały okres karmienia piersią.
Warto także wyeliminować: czarną herbatę, kawę oraz inne produkty zawierające kofeinę. Zamiast herbaty i kawy można pić zioła , które oczyszczają i wzmacniają organizm matki, utrzymują produkcję mleka i nie drążnią delikatnych jelit noworodka. Kawa zbożowa i ciepła woda są dobrymi napojami dla matki po porodzie.
Z nabiałem na początku również ostrożnie. Lepiej unikać mleka, serów przetworzonych, jogurtów, deserów mlecznych, majonezu, serów żółtych i topionych. Można jeść masło, śmietanę w małych ilościach, naturalny biały ser oraz ekologiczne jajka. W czasie karmienia lepiej unikać słodzonych produktów mlecznych oraz mleka homogenizowanego( można natomiast używać mleko owsiane)
Karmiąca matka nie powinna używać produktów zawierających mleko w proszku, produktów z białej mąki, białego makaronu, i białego ryżu.

Co robić żeby maluch nie miał alergii?
Przygotowując posiłki dla dzieci poniżej pierwszego roku życia nie używaj soli. Sól wprowadzaj stopniowo - na początku w możliwie niewielkiej ilości.
Unikaj powszechnie stosowanych olejów rafi nowanych, margaryn oraz wszelkich smarowideł i przekąsek sporządzanych z utwardzonych olejów. Najlepszym źródłem zdrowego tłuszczu dla naszego dziecka są: świeże masło, masło klarowane oraz oleje tłoczone na zimno.
Unikaj cukru rafi nowanego , czekolady, cukierków.
Surowe owoce należy podawać w ograniczonej ilości (1-2 porcje dziennie, zależnie od pory roku) i najlepiej te, które rosną w danym kraju. Należy unikać importowanych owoców cytrusowych
Soki warzywne i owocowe należy podawać w rozsądnych ilościach- latem częściej, zaś zimą zdecydowanie rzadziej. Należy unikać soków z kartonu- zwykle są słodzone, ulepszane barwnikami i substancjami zapachowymi.
Należy unikać potraw z dodatkiem białej mąki pszennej. Biała mąka oraz sporządzone na jej bazie produkty zwiększają wytwarzanie śluzu i przez to alergia się nasila. Zamiast pszennej można zastosować mąkę z orkiszu (stara odmiana zboża, która nie powoduje alergii).
Przygotowując posiłki dla dziecka unikaj wegety oraz innych przypraw zawierających wzmacniacze zapachu i smaku.
Do potraw najlepiej stosować naturalne zioła ( majeranek, pietruszkę, koper) , kurkumę, kolendrę lub kminek. 



 (źródło: http://wegedzieciak.pl/)

ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE

Z całą naszą rodzinką życzę Wam
pełnych ciepła, rodzinnej atmosfery i uśmiechów
ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA!!!


czwartek, 22 grudnia 2011

Przedświątecznie :)

W wolnej chwili donoszę, co u nas - świąt nie czuję. Niestety. Mimo domu pachnącego choinką właśnie zakupioną i czekającą na ustrojenie. W sypialni brak milimetra na jakikolwiek świąteczne dekoracje. Ale mnie to nie martwi. Mój prezent świąteczny głównie śpi koło mnie na łóżku. Czasem da się przełożyć do łóżeczka. Dziś doszły paczki z Allegro. Kupiłam rzeczy niezbędne ;)
Termometr do czoła i ucha:

no i mały prezent dla Antosia, który coraz ciekawiej rozgląda się po pokoju (śmiem twierdzić, że noworodkowy wzrok już mu się polepsza):

 Kolorystycznie odbiega od moich preferencji, ale chodzi o zainteresowanie Antosia, a nie gusta mamy :)
Ogólnie całkiem fajna: gra melodyjki, odgłosy strumyka, ptaszków + dodatkowo zmieniająca kolory lampka nocna (później można odpiąć karuzelkę i zostawić lampkę).
A maleńki śpi już od 3 godzin z przerwą na jedzonko :) Ogólnie to dziś obudziliśmy się dopiero o 9.30 - zadowoleni, wyspani. Mały pięknie przesypia całą noc i popołudniu zapada w dłuższą drzemkę. Po tym spanku lekkie jedzonko, zabawa (no powiedzmy - bo ogólnie to patrzenie na wszystko wokół), kąpiel około 18.00, jedzonko, kupka, mycie dupci, no a potem tak mniej więcej do 23.00 wzmożona aktywność - czasem jest dobry humorek i wtedy jest fajnie, czasem gorszy humorek i wtedy nie wiemy co robić - śpiewamy, tulimy, bujamy, nosimy, kładziemy, głaszczemy - my nędzni niezorientowani rodzice.
A tu dowody, że Antoś uwielbia spać:
na ulubionym przewijaku:


czasem też skusi się na lulanie w łóżeczku:


A teraz podążam w stronę kuchni robić szarlotkę z przepisu Vinti 

wtorek, 20 grudnia 2011

Pytanie do szytych...

Sprawa dość pilna - mam pytanie do nacinanych i szytych przy porodzie dziewczyn i dziewczyn, które miały szytą pękniętą szyjkę - ile czasu goi się rana? Pamiętacie, czy coś budziło Wasz niepokój? Nam mijają 2 tygodnie, a szwy niby rozpuszczalne powyłaziły we wszystkie strony, ciągle świeża krew i nie zrasta się jeszcze i myślę sobie, że może już pora by jednak rana zaczęła się goić? Stosuję Rivanol, Tantum Rosa, Oscenisept - okłady, mycie, nasiadówki, wietrzenie. I o ile w pierwszym tygodniu chodziłam ubrana (i może dlatego się nie goi), o tyle teraz paraduję po domu w koszuli do karmienia i szlafroku.
I wyobraźcie sobie, że jak nas wypisywali to kazali zgłosić jak najszybciej położnej - i zgłosiliśmy w piątek czyli od razu. I dziś mija 14 dni od urodzenia się Antosia, a położnej, jak nie było tak nie ma.
No i ogłaszam z wielką dumą, że kikut odpadł w niedzielę 18.12 przed wieczorną kąpielą. A mały Antoś, Okruszek mój najsłodszy jest cudowny. Uwielbia leżeć na przewijaku i przebierać się, zmieniać pieluszkę, zawsze go przy tym masuję. Uwielbia się kąpać - a w tym najlepszy jest tatuś - wymizia, wypluska synusia, że ho, ho. No i uwielbia cycusia wyciuciać, wymiętolić, wtulić się, westchnąć i zasnąć w maminych ramionach. A niech te mamine ramiona tylko spróbują dziecię odłożyć! No to dziecię potrafi o swoje zawalczyć, a wystarczy krzywa minka dziecięcia i już mamine ramiona tulą, bujają. Nawet teraz mamina pisze tylko jedną ręką, a druga tyli dziecię swe kochane. A drugie dziecię jeszcze tylko klasowa wigilia, występ w Jasełkach i już przerwa świąteczna.
Tu Antoś wspaniałomyślnie postanowił dać mamcinym ramionom się położyć w łóżeczku, by mama chwilkę się zrelaksowała przy kawie Ince i biszkoptach:


zwykle jednak jesteśmy nierozłączni:

czwartek, 15 grudnia 2011

Nie taki połóg straszny...

O połogu słów kilka - mam porównanie, bo to mój drugi raz i powiem szczerze, że połóg połogowi nie równy. Czas kiedy ciało i umysł kobiety wracają do formy sprzed ciąży jest dla każdej z nas inny, indywidualny. Przy pierwszym razie nie mogłam chodzić, samodzielnie brać prysznic, ból wydawał się nie do zniesienia. Teraz totalne przeciwieństwo - po porodzie czułam się zmęczona, ale jednocześnie pełna sił i energii, wstałam pierwsza z dziewczyn i już spokojnie zajmowałam się maleństwem. Brzucho bolał tylko 2 pierwsze dni, choć czytałam, że macica to jeszcze długo się będzie zwijać.

W domku od razu chodziłam i wpadłam w rytm mamy dwójki dzieci (choć byłoby łatwiej, gdyby Kubuś nie był chory i izolowany od Bąbelka). Denerwujące jest to ciągłe wzruszanie się (płaczę parę razy dziennie) - tak bez powodu - spojrzę na Antosia - płaczę, pomyślę, że nie ma go u mnie w brzuszku - płaczę, słucham kołysanek - płaczę. No na Boga, ile można? Oczywiście w pełni zdaję sobie sprawę z przyczyny łez - braku łożyska wytwarzającego hormony, czyli gwałtownego spadku hormonów w moim organizmie.
A co do rzeczy przydatnych, warto kupić na ten czas - bieliznę jednorazową, poporodową - no super sprawa! Super są też ogromniaste podkłady np. Bella Mama. Do pielęgnacji mamy przyda się też ręcznik papierowy, szare mydło i Tantum Rosa. Nie kupowałam koła do siadania, ale chyba można sobie darować - jak na razie siadam na lewym półdupku i czekam na zagojenie i rozpuszczenie szwów (a mam ich sporo przez szyjkę). No i ten cudny nawał pokarmu i bolące na początku sutki - przyda się koszula do karmienia, biustonosz do karmienia, wkładki - choć ja na razie nie korzystam. No i kremik, ja stosowałam Bepanten Plus, który zdecydowanie polecam - świetnie koi podrażnione sutki :)
W każdym razie nie taki połóg straszny, jak go gdzieniegdzie opisują.
No i na deser mój Antosiowy Bąbelek:



ps. Tu dostępne są fajne ćwiczenia dla mam na każdy dzień połogu:
http://www.forumzdrowia.pl/id,227,art,8597,ptitle,polog.htm

środa, 14 grudnia 2011

Antoś ma już pierwszy tydzień!

Dziś minął już tydzień, ten pierwszy, cudowny, pełny miłości i wzajemnego poznawania się. Tydzień, w którym uśmiechał się już wiele razy (wiem, że jeszcze nieświadomie), mruczał niczym kotek, ochrzcił kocyk - kupką, mamusię zresztą też ochrzcił (i to całą białą koszulkę i dresy do kolan!).
Myślę, że bycie mamą to najcudowniejszy dar od Boga dla kobiety, a najcudowniejszym słowem na świecie to "DZIECKO". Antoś jest cudowny, kochany, taki w sam raz do schrupania. Czasem mam myśli o tym, jakby go upchać do brzuszka i tak dla siebie na całe życie zatrzymać. Przy pierwszym synku miałam tak samo. Są momenty pełne niepokoju, lęku, obaw, ale tu w zupełności zdaję się na intuicję. Są też momenty pełnego oddania, zafascynowania, ciągłego wpatrywania i głaskania Okruszka - i tych chwil jest więcej.


A ogólnie to mąż i synek chorzy - dziś poszli do lekarza i dostali antybiotyki - by, jak najszybciej wyzdrowieć i nie zarazić Antosia.
Kubusiowi jest przykro, że nie może przytulać braciszka no i mamusi ;)
Mam nadzieję, że do świąt się wykurują. 

poniedziałek, 12 grudnia 2011

W skrócie ;)

Tak w wielkim skrócie:
PORÓD
W środę pojechaliśmy do szpitala i zostałam przyjęta na porodówkę - bałam się jak cholera! Pokój do porodów rodzinnych - super, wielka wanna, worek sako, krzesełko, na którym zresztą spędziłam prawie całe bóle parte. Po podłączeniu KTG okazało się, że skurcze są bardzo słabe i wcale tak szybko nie urodzę. Na dyżurze był mój lekarz, no i zapadła decyzja o pomocy przy porodzie. Przekuliśmy pęcherz, ale to nie wiele wzmogło skurcze. No i maleństwo było ułożone buziunią do wyjścia, więc musiałam leżeć na prawym boku, nie było mowy o aktywnym ruchu podczas tej fazy. Skurcze nasilały się, ale efektów nie było - szyjka w miejscu, rozwarcia brak. Zapadła decyzja o oksytocynie i zaczęło się - w 2 godziny urodziłam Antosia. Zadziałała tak silnie (zresztą kroplówka podkręcona na maksa), że miałam skurcze bez przerwy, przez co zasłabłam z braku tlenu. Na szczęście szybko opanowano sytuację - bo przecież dzidzia tlen mieć musiała. Był przy mnie cały zespół - położna, przemiłe studentki, doktorek no i najważniejsza osoba - mąż, który zresztą przeciął pępowinę (a tego nie planowaliśmy, choć o tym marzyłam)
Poród bez znieczulenia, super szybki - 3 godziny, 10 min. bóli partych. No i tu się nie popisałam - parłam tak mocno, że maleństwo nie zdążyło samo nic zrobić w kanale i wyszliśmy z tego lekko poturbowani - mały w siniaczkach (które na szczęście już schodzą), ja z pękniętą szyjką.
To my - pierwsze chwile po porodzie razem - wybaczcie wygląd ;)


Mój okruszek po przejściach, trochę przez mamę uszkodzony:

SZPITAL
I tu muszę pochwalić cały 1 oddział położniczy w ICZMP, wszyscy byli cudowni i troskliwi, lekarze, położne, studentki - wszyscy gotowi do pomocy, udzielający porad, pytający czy się dobrze czujemy.



DOMEK
Najcudowniejszą rzeczą pod słońcem jest być kobietą i urodzić maleństwo - zresztą dużo z Was to już wie, a reszta wkrótce się przekona. Jestem zakochana w moim małym Bąbelku po uszy, nie, po czubek głowy + końcówki włosów. Żebyście słyszały jak on słodko mruczy - jak mały kotek. W szpitalu chciał być tylko ze mną - odkładany do łóżeczka płakał, na rękach u męża - płakał, wtulony we mnie najadał się i usypiał. Spał mało, głównie w dzień, zaś noce należały do Antosia ;) Teraz też - mąż ma katar i przeniósł się do drugiego pokoju, a ja mam swojego Antosia (no i odczuwalny spadek hormonów - wszystko mnie wzrusza, chwila i płaczę, a wczoraj nawet chciałam małego z powrotem schować do brzuszka, by został tam tylko mój na zawsze). No, ale wiem, że to minie.
A nagrodą za wszystko jest mój Bąbelek.
Bąbelkowe stópki:





Bąbelkowe spojrzenie:

Bąbelkowe drzemanie:

Jesteśmy!

Jesteśmy, jesteśmy. Przepraszam, że się nie odzywałam, ale musiałam się jakoś ogarnąć.
Antoni urodził się w środę 07.12.2011 r. o godzinie 13.30.
Waga 3700, długość 54 cm.
Ze szpitala wyszliśmy już po dwóch dobach, czyli w piątek.
Postaram się zebrać wieczorkiem i wrzucić fotkę naszego Bąbelka :)
Pozdrawiamy ;)

środa, 7 grudnia 2011

17 dni do Antka - chyba się zaczęło!

No i ten teges chyba już się zaczęło coś. Skurcze niezbyt regularne, ale trwają i trwają i jest coraz gorzej, no i trzymajcie kciuki, bo my już jedziemy no i
BOJĘ SIĘ JAK CHOLERA!!!

wtorek, 6 grudnia 2011

18 dni do Antka - Mikołajki

W prezencie synka nie dostałam jeszcze - Antek kręci się jak nie wiem co, ale grzecznie w brzuszku siedzi. Wizyta u doktorka nie należała dziś do najprzyjemniejszych - pierwszy raz trafiłam na jego sławetny zły humor. Nie odzywał się, nie komentował, nie dowiedziałam się niczego - przebadał bardzo dokładnie i boleśnie, pytał o skurcze i na wszelki wypadek wypisał skierowanie do szpitala - pewnie się na 100 % przyda -tylko kiedy?
Życzę wszystkim trafionych prezentów mikołajkowych i by ten dzień wprowadził nas w świąteczny nastrój :)

poniedziałek, 5 grudnia 2011

19 dni do Antka - i co słychać Doktorku?

Właściwie, co słychać, widać i czuć to jutro po południu się okaże. Muszę wytrzymać do wizyty. Bóle wciąż są - kompletnie nieregularne, dziecię mniej aktywne - jakby zestresowane, a ja głaszczę brzucha i cierpliwie tłumaczę, że musi wytrzymać, ciężko będzie, ale razem damy radę. Dziś to mnie wzięło kompletnie na sprzątanie, pranie, zmianę pościeli, pieczenie ciasta i..............nawet byłam u kosmetyczki i fryzjera. Wreszcie mam kolorek włosów i fryzurkę na święta, a nawet na dłużej (bo jak mały ssak będzie na świecie ciężko będzie wyrwać się do fryzjera).
Przeczytałam wczoraj, że poród u ludzi jest najbardziej bolesny z wszystkich ssakowych porodów, gdyż dzieć ma dużą główkę... No, ale trzeba być optymistą. Jutro wszystko się okaże.
I żeby było tak szybko i sprawnie, jak tu (trzeba kliknąć w animację, żeby działała):

niedziela, 4 grudnia 2011

20 dni do Antka i 2 dni do wizyty u doktorka

Na Boga, niby wszystko w swoim czasie, ale niech się już zacznie na serio, bo mam serdecznie dość fałszywych alarmów. Najczęściej o 2,3 w nocy myślę, że to już - brzuchol boli jak cholercia, skurcze się zaczynają, ale są nieregularne, tak co 20 min. a potem wszystko cichnie. I tak wkoło! Wczorajszy dzień przeleżałam calutki z bólem brzucha i pewnością, że się zaczęło. Widzicie, ja tak do końca nie wiem, jak to jest, bo przy pierwszym porodzie byłam umówiona z lekarzem na termin, dzidziuś był gotów, zrobił mi masaż szyjki, potem przebił błony, wody poszły,  i w 5 godzin urodził się Kubuś. Teraz więc nie wiem sama - mój doktorek powiedział, że mały Antoś jest faktycznie bardzo nisko i widać, że mu się spieszy i może tak w każdej chwili zechcieć wyjść! Zobaczymy, co we wtorek powie doktorek. O ile do wtorku wytrzymam nerwowo. Choć już jestem spokojniejsza, bo: wczoraj małż skręcił z Kubusiem komodę i przewijak, a dziś łóżeczko i wreszcie wszystko gotowe. Jutro mam w planach fryzjera, bo potem przy małym ssaku to będzie dość ciężko się wyrwać.
Jakiś czas temu zarejestrowałam się na stronie Bebilonu  i ostatnio dostałam od firmy miłą niespodziankę:



Pudełeczko, a w nim nie jakieś tam próbki produktów, tylko:






Miś zamieszkał w nowym łóżeczku:


No i chwalę się, choć zdolności do szycia ręcznego nie posiadam, to jednak tym razem jestem z siebie dumna. A przyznam się, że zwlekałam, ale jak bóle mnie złapały to uszyłam je w jeden wieczór i ranek. A materiał to ścinki, które dostałam od wujka i cioci - miałam nimi wypchać dekoracje świąteczne, które też szyję :))


Przybornik, jeszcze dość pusty, ale w trakcie użytkowania znajdzie się sporo przedmiotów podręcznych, jak sądzę:



Łóżeczko czeka na swojego małego mieszkańca:



Komoda z przewijakiem i rożek też czekają:


Na razie wszystko upchane w naszej blokowej sypialni, ale docelowo mebelki trafią do antosiowego pokoju :)




Cóż, nie umiem robić zdjęć i jakoś tak dziś ciemno w mieszkaniu, ale nie mogłam się oprzeć - tak się cieszę, że już wszystko gotowe.
No i dziękuję wszystkim Wam, że przy mnie jesteście, nawet nie wiecie, jak to miło mieć w Was wsparcie! I choć nie znamy się osobiście, bardzo Was polubiłam wirtualnie i cieszę się, że założyłam blog.
Jeszcze raz dziękuję, że jesteście! ;)

piątek, 2 grudnia 2011

22 dni do Antka i kilka fałszywych alarmów



Już od wczoraj coś się zaczyna dziać. Nadchodzi nagle, nieoczekiwanie. Pierwszy mocniejszy i dłuższy zaczął się wieczorem, dziś były dwa. Nie powiem, że się nie wystraszyłam. Co to, to nie. Panika, strach i łzy w oczach = tak było wczoraj. Dziś już jest przy mnie mąż. Już się tak nie boję. Wiem, że mi pomoże. Antoś też czuje, że zbliża się chwila wypakowania z tego ciepłego, sterylnego maminego brzucha. Kręci się nerwowo tak, że cały brzuch mi się rusza. Uszyłam mu literkowe imię. Pokażę jak już łóżeczko rozłożymy i naszykuję małemu legowisko. Torba stoi naszykowana, dokumenty naszykowane w teczce, mp3 naładowana, ciuchy na wyjście czekają w innej torbie. Nogi ogolone i inne miejsca też zresztą. Paznokcie umalowane bezbarwnym lakierem i ozdobne nalepki na pazurkach też już są (wolę na czerwono, ale mówią, że nie można do porodu). Gotowi i niecierpliwi? To czekanie jest męczące i te fałszywe alarmy wprowadzają też lekko nerwowy nastrój. Niby 22 dni...Ale chyba nie będzie tak się cały miesiąc ciągnąć? Całe moje ciało mówi, że to już wkrótce. Spuchłam jak balon. Serio w życiu nie byłam tak spuchnięta. Moje nogi to dwie parówy, palce u stóp to roladki - kostek brak, co wciąż wprowadza mnie w zdumienie i ciągłe przyglądanie się stopom - no bo jak to tak bez kostek? Można tak chodzić?
Choć ja nie chodzę, ja się toczę. Byle do wtorku - zobaczymy co powie doktorek. Może się zlituje i każe nam rodzić szybko?
Trzymajcie kciuki za tę nockę i jutro, co bym wytrzymała nerwowo ;)

czwartek, 1 grudnia 2011

23 dni do Antka - według terminu i lekkie podsumowanie

Wiem, że Antoś będzie wcześniej, ale nie mogę się powstrzymać przed tym całym, pięknym odliczaniem. A, że to już końcówka to mi się zbiera na jakieś podsumowania i refleksje. Pierwsza myśl - to początek ciąży - mąż chciał bardzo, ja miałam pewne obawy i wahania. Raz chciałam, raz nie. A czemu? A z czystych egoistycznych pobudek. Byłam kawoszem - 4, 5 filiżanek kawy to była norma - a tak musiałam zrezygnować. Od wielu lat byłam nałogową palaczką - większa paka dziennie to dla mnie norma i co gorsze uwielbiałam to - pełny relaks i przyjemność. Wiedziałam, że będzie ciężko rzucić. Poza tym wspomnienia poprzedniego porodu, śmierć kogoś bardzo mi bliskiego budziło obawy, że teraz też coś może się stać. No i konflikt serologiczny - nie aktywny, ale zagrożenie nim - też zniechęcało. A życie było cudnie ułożone, syn duży, fajny, kontaktowy - do pogadania i zabawy. Więc po co znów pieluchy? No i co z pracą?

Wszystko przeważyło szalę na brak kolejnego potomka. A jednak chęć męża zwyciężyła ( w tajemnicy przyznam, ze instynktownie też bardzo chciałam, ale się bałam). No i stało się - wyniki testu potwierdziły to, co czułam. Bo ja i teraz i przy Kubusiu już przed testem wiedziałam, czułam całą sobą. Ciąża. Ale nie rzuciłam fajek, a kawę tylko ograniczyłam. Była komunia synka, biały tydzień, nie było czasu iść do lekarza. Poszłam 31 maja. Potwierdził. Wróciłam do domu. Poszłam do sklepu. Był upał, było mi słabo. Przy kasie dostałam krwotoku. Nie plamienia - krwotoku. Ledwo doszłam do domu. Ze spodni kapała krew. Mąż był w pracy na wyjeździe. W domu synek i teściowa - nikt jeszcze o dziecku nie wiedział. Weszłam zapłakana i zakrwawiona. Krew była do kolan, siąpała, potem jakieś skrzepy. Myślałam, że już po wszystkim. Straciliśmy je. Zawieziono mnie do szpitala. Tam przyjęto na chirurgię ginekologiczną. Lekarz był nie miły. Nic nie powiedział. Płakałam całą noc. W południe dopiero zrobiono mi USG. On tam był! Cały i zdrowy! Dzielne chłopisko moje! Byłam w szoku, ale i przeszczęśliwa. Był Dzień Dziecka. Jeden z najpiękniejszych dla mnie - nasze dziecko przeżyło. Diagnoza - poronienie zagrażające. Od tego dnia nie zapaliłam do dziś. I już do ust nie wezmę. Nie mam się czym chwalić, bo nie powinnam palić wcale. Ale to nie przez fajki mały by wypadł. Ważne, że jest. Że był silny. Brałam leki na podtrzymanie przez większą część ciąży. Nie dawno odstawiliśmy.
Z takich czysto ciążowych dolegliwości: ból piersi na początku, mdłości - brak, teraz zgaga i bezsenność, opuchlizna. Rozstępy mnie ominęły - ale mam ich pełno po pierwszej ciąży to może dlatego. Przytyłam dużo, a nawet dużo za dużo i wiem, że szybko do formy nie wrócę i spodni ukochanych za szybko nie włożę. Wiem, że to w dużej części przez rzucenie palenia - musiałam coś do ust wkładać i przeżuwać, a najlepiej nadawało się do tego jedzenie. To mnie jednak nie martwi - wiem, że schudnę.
Cieszymy się z naszego Antosia, czekamy niecierpliwie. Już niedługo go przytulimy, ucałujemy, wyściskamy. I będę miała 2 "poduszkowców": synków mamusi przytulasków :)


 A teraz lekkie przygotowanie do "po porodzie". Kompletnie nie pamiętam, co mam jeść i pić, a właściwie co mogę. Szukałam jakiejś diety. I wiecie co? Jedyne co postanowiłam to zrezygnować z napoi gazowanych, które królowały przez całą ciążę (po prostu miałam ochotę i tyle). Dużo wody mineralnej niegazowanej. I to tyle. Reszta normalnie, bez ograniczeń.  Nie mamy w domu alergików pokarmowych, a jak coś będzie nie tak z dzieciem, to wtedy drogą eliminacji znajdziemy od czego. No bo czosnek kocham i jem, więc mały jest przyzwyczajony. Słabą herbatę z cytryną uwielbiam, naleśniki z dżemem królują na kolacje, różnego rodzaju zupy, drób i ryby. Nie będę jeść więcej, bo nadmiaru tłuszczyku to mam sporo dla maleństwa. Poza tym w tzw. "praniu wyjdzie".